Gagarin. Pierwszy w kosmosie vs Grawitacja
Kosmos jest tematem filmowym i pewnie dlatego reżyserzy często do niego sięgają. "2001 Odyseja kosmiczna" Stanleya Kubricka z 1968 roku, "Apollo 13" Rona'a Howard'a z 1995, a w 2013 niezwykła "Grawitacja" Alfonso Cuaron'a, która zebrała mnóstwo nagród za efekty specjalne. Dzięki "Grawitacji" widz może wczuć się w atmosferę statku kosmicznego, w przeżycia astronautów, oglądać niesamowite widoki Ziemi. Film jest doskonały pod względem wizualnym. Gorzej z samą fabułą. Astronautka Ryan Stone (grana przez Sandrę Bullock) z powodu katastrofy statku próbuje się uratować i wrócić na ziemię. Samotna i zdana tylko na siebie toczy dramatyczną walkę o przetrwanie. Wokół niej niekończąca się przestrzeń kosmosu, ciemna i przerażająca.
Banały wypowiadane przez glówną bohaterkę psują doskonały pod każdym innym względem film. Sandra Bullock nie mogła dostać za tę rolę Oskara, bo kwestie, które mówi, są co najmniej irytujące. Ale monologi z "Grawitacji" to nic w porównaniu z dialogami rosyjskiej super-produkcji "Gagarin. Pierwszy w kosmosie". Po wyjściu z kina ma się wrażenie, że film został nakręcony na zamówienie władzy, która niebezpiecznie gra na ZSRR-owskich resentymentach. A może reżyser, Paweł Parchomienko, chciał oddać atmosferę propagandowych filmów lat 50-tych i 60-tych? Ten film spokojnie mógłby powstać w tym czasie, jest tak samo sztuczny jak kroniki filmowe, które przekazywały informację o locie Gagarina. W co drugim zdaniu pojawia się ojczyzna sowiecka i miłość do niej, rywalizacja z wrogim światem zachodnim, glównie Ameryką i zły Niemiec z czasów wojny, który mało nie zabił brata głównego bohatera. Autorzy programu kosmicznego przedstawieni zostali jako zatroskani panowie, dla których dobro Gagarina i jego życie jest ważniejsze niż sukces misji.
Oczywiście w rzeczywistości tak nie było. Gagarin bał się lecieć w kosmos, wiedział że prawdopodobnie nie był pierwszą osobą w kosmosie, bo władza radziecka zataiła informację o atronaucie, który lotu nie przeżył. Zdawał sobie sprawę z tego, że w wyścigu o kosmos ludzkie życie nic nie znaczy. W filmie tego nie zobaczymy. Bohater jest plastikowy, uśmiechnięty, pozbawiony rozterek. Mimo to film warto zobaczyć, bo biografia Gagarina jest ciekawie opowiedziana, a sam lot trzyma w napięciu. Reżyser skupił się na warstwie wizualnej filmu i nawet miałam wrażenie, że jak za czasów żelaznej kurtyny to odpowiedź na film "Grawitacja" - może i efekty specjalne słabsze, ale wymowa propagandowa jednoznaczna - i tak my byliśmy pierwsi w kosmosie!
Polecam również fascynującą biografię Jurij Gagarina: "Gwiezdny bohater. Prawda i legenda o Juriju Gagarinie." autorzy: Piers Bizony, Jamie Doran. Dla wszystkich zainteresowanych radzieckim programem kosmicznym.
Film nie pokazuje dalszych losów Gagarina - tego jak wpadl w alkoholizm, miał lęki i tragicznie zginął w katastrofie lotniczej (jedna z teorii na temat śmierci Gagarina głosi, że KGB go zlikwidowało).
OdpowiedzUsuń