Koszmary dzieciństwa - "Jaskółka"
ulotka filmowa dystrybutora
Co polscy trzydziestoparolatkowie pamiętają ze swojego dzieciństwa? Siermiężny PRL, puste półki w sklepach, wieczne braki wszystkiego - żywności, ubrań, środków czystości i walkę o papier toaletowy? Nie, w pamięci został produkt czekoladopodobny, oranżada w szklanej butelce i bary mleczne. PRL przestaje się kojarzyć z represjami, brakiem wolności, ale czasem, do którego by się chętnie wróciło, bo mimo że biednie to ta bieda dotyczyła wszystkich po równo, a ludzie byli sobie bliżsi. PRL stał się modny, widać to w literaturze ("Znaki szczególne" Pauliny Wilk", "Źle urodzone" Filipa Springera), w kinie (dokument "Mundial. Gra o wszystko" Michała Bielawskiego), jak grzyby po deszczu powstają bary mleczne, znak rozpoznawczy PRL-u, a polskie piosenki lat 70-tych i 80-tych przeżywają swój renesans.
Film Bartosza Warwasa "Jaskółka" w brutalny sposób pokazuje rzeczywistość prl-owską, mocno podlaną wódką. Główna bohaterka probuje się pojednać po latach z ojcem, który znęcał się nad nią i jej matką. Dziewczyna 15 lat wcześniej uciekła z domu. Ma wyrzuty sumienia, bo przecież ojciec właściwie "nie był taki zły", przecież kochał ją i są na to dowody. Dorosła córka, która zjawia się z własnym dzieckiem u ojca na Wielkanoc przypomina sobie różne sceny z życia, które mrożą krew w żyłach. Wraz z jej wspomnieniami wchodzimy do domu grozy, w którym pijany dyktator ojciec codziennie wprowadza swoje porządki. Wspomnienia bohaterki, Agnieszki Jaskółki, dotyczą nie tylko jej domu, ale również sąsiadów, koleżanek i kolegów. Tam też rządzi przemoc. Dziewczynka musi przeżyć w świecie, w którym nie każde dziecko przeżyje. Bohaterka przypomina sobie coraz więcej z traumy dzieciństwa aż do finałowej sceny...Zderzenie niewinności i okrucieństwa jest porażające. Zło przenoszone jest z pokolenia na pokolenia i nie wiem czy jest szansa je powstrzymać.
Film "Jaskółka" przypomina mi "Pręgi" Magdaleny Piekorz, gdzie narratorem filmu jest młody mężczyzna, który nie potrafi sobie poradzić z traumą dzieciństwa w dorosłym życiu. Dostrzegam podobieństwa do filmów Wojciecha Smarzowskiego, który w równie brutalny sposób pokazuje polskie domy i Polaków. "Jaskółka" zachęca jednak nowością i świeżością - przede wszystkim swoją historię opowiada kobieta i ona jest główną bohaterką, co jest rzadkością w polskim kinie. Przemoc pokazana jest w sposób obrzydliwy i straszny oraz ma swoje uzasadnienie w przedstawionej historii. Jednocześnie reżyser nie epatuje hektolitrami krwi na ekranie, za co mu dziekuję. Główny bohater, ojciec Jaskółka, jest postacią niejednoznaczną, wzbudza skrajne emocje, co na pewno jest zasługą świetnie odegranej przez Marcina Włodarskiego roli. Dużą zaletą filmu jest montaż, film jest dynamiczny, dobrze się ogląda i słucha ówczesnych hitów. Historia kryminalna wciąga, a finałowa scena wbija w fotel. Dramaturgia utworu Stana Borysa podkreśla grozę opowiedzianej historii.
Czekam z niecierpliwością na kolejne filmy Bartosza Warwasa, a jego pracę dyplomową na Łódzkiej Filmówce i jednocześnie debiut reżyserski ("Jaskółkę" właśnie) uważam za bardzo udaną. Obawiałam się, że film będzie "szkolny" i z manierą artystowską, co jest typowe dla młodych twórców, ale okazał się sprawnie nakręconym filmem psychologicznym. Polecam również filmy krótkometrażowe Bartosza Warwasa: "MC. Człowiek z vinylu" i "Protokoły mędrców Syjonu".
W porównaniu z Hardkor Disco zdecydowanie wolę Jaskółkę.
OdpowiedzUsuń