Simon zabójca - co siedzi w tym nieśmiałym chłopaku?

Na ten film trafiłam przypadkowo w telewizji. Mało znany thriller psychologiczny w reżyserii Antonio Camposa ze świetną ścieżką dźwiękową. Oryginalna muzyka i zdjęcia trochę przypominają "Wyśnione miłości" Xaviera Dolana. Nominacja do nagrody głównej na prestiżowym festiwalu w Sundance. Doskonała główna rola.

Początek filmu trochę nudnawy - Simon, nowojorczyk, właśnie skończył studia i rozstał się z dziewczyną. Żeby o niej zapomnieć wyjeżdża do Paryża. W poszukiwaniu nowej dziewczyny krąży po mieście. Poznaje dwie studentki w kinie, trafia w ramiona prostytutki, z którą po pewnym czasie zamieszka. Żeby wyrwać dziewczynę z prostytucji postanawia szantażować jej klientów.

Sympatyczny, nieśmiały, porzucony przez dziewczynę wrażliwiec Simon budzi same ciepłe uczucia. Kobiety się nim zaopiekują - dadzą pieniądze i mieszkanie. Ale szybko okaże się, że Simon jest nałogowym kłamcą i mizoginem, który nienawidzi kobiet.

Przemiana Simona jest niezauważalna, zaskakująca, trudno uwierzyć że ten cichy chłopak jest świrem. Simon okłamuje nie tylko swoje dziewczyny, ale też widza- trudno uwierzyć by ten chłopak robił to co robi!To nie może być on! To nie jest macho mięśniak ani jakiś zakompleksiony brzydal. Zwyczajny chłopak, z którym każda dziewczyna umówi się na kawę.

Psychopaci są bardzo filmowi, można "Simona zabojcę" potraktować jako kolejny thriller o tej tematyce, ale czuć że reżyser chciał stworzyć film alternatywny i ambitny. W rezultacie dało to efekt kina z manierą artystowską. Pomysł na sposób kadrowania i zdjęć kamerą z ręki jest już wyeksploatowany. Romans z prostytutką też trochę pretensjonalny. Faceci w roli agresorów, a kobiety w roli ofiar strasznie stereotypowe. Mimo to jest kilka świetnych scen, jak taniec Simona w dyskotece czy w mieszkaniu nowej dziewczyny. Główna rola jest doskonała - aktor Brady Corbet wzbił się na wyżyny odegrania socjopatii. Mimo młodego wieku (rocznik 1988) ma już na swoim koncie mnóstwo dobrych ról filmowych, m. in. w amerykańskiej wersji filmu "Fanny Games" i "Melancholii" Larsa von Triera.

Film polecam. Soundtrack polecam, zwłaszcza wspaniałą piosenkę "It takes a muscle to fall in love" Spectral Display.

                                     I jak się nie zakochać? (zdjęcie ze strony www.theguardian.com)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od nowa - świetna muzyka i nic poza tym

Bogowie-dobre polskie kino

Mama - film, którego nie można pominąć